Moja ścieżka kariery krążyła wieloma meandrami i w pewnym momencie wylądowałam w miejscu, gdzie to ja mówiłam innym jak szukać pracy, jak napisać CV czy Cover Letter. Sama kiedyś przerażona tym, tylko z pozoru, prostym zadaniem, przekonałam się na własnej skórze o prawdziwości powiedzenia: trening czyni mistrza.
Poprawiłam wiele CV, co nauczyło mnie więcej niż jakikolwiek poradnik czy instrukcja. Wniosek mam jeden. Rozwydrzeni dwudziestoparolatkowie (do których się zaliczam) wchodzą na rynek pracy z nastawieniem: jestem najlepszy, CV to tylko świstek papieru, macie mnie zatrudnić!!
Otóż nie. Chcesz tego czy nie, ten świstek papieru może zmienić twoje życie. Dobrze napisany, niczym latający dywan poniesie cię w dalekie kraje, nad plaże Sao Paolo czy wprost na zatłoczone ulice Manhatanu. Jeden mały, malutki błąd, którego twoje zmęczone serialami oczy nie wykryją- i na lata utkniesz w dziale z butami w (ok, może nawet modnej) sieciówce. Nie ma jednego gotowego przepisu na sukces – dobre CV jest jak granitur od drogiego, londyńskiego krawca. Wymaga godzin poprawek i przymiarek, ale efekt końcowy leży jak ulał, a elagancją oraz prostotą zachwyca najbardziej wybrednych.
Poniżej znajdziecie cztery proste błędy, których uniknięcie może nie zapewni „the wow effect” ale, posługując się wcześniejszą metaforą, zagwarantuje szybki awans z ligi Zary do poziomu Hugo Bossa.
1. Mak między zębami.
Kto z nas nie zna sytuacji kiedy, po godzinie przyjemnej rozmowy ze znajomymi, w toalecie okazuje się, że makowiec od babci na dobre zagnieździł się między jedynkami i skupiał na sobie całą cenną uwagę twoich słuchaczy. Wszystko czego trzeba to drugie spojrzenie w lustro przed wyjściem z domu. Jeśli naprawdę zależy ci na rozmowie albo szałowej randce, zadbasz aby mieć pięknie wyszczotkowane zęby, których stan sprawdzisz dziesięć razy przed spotkaniem en face.
Ta sama zasada dotyczy pisania CV. Niedbalstwo, luz i nastawienie pt.„fuck the rules” nie działa, kiedy stan konta zbliża się do liczb dwucyforwych, a ty na gwałt potrzebujesz dobrej pracy. Nieważne jak bogate masz doświadczenie- literówka, źle wyjustowany podpunkt czy błędna nazwa firmy zniweczą wszystkie twoje starania. Jesteś w puli odrzutu, a przecież wystarczyło drugie spojrzenie (albo dziesięć) i włączony spell check w wordzie…
2. Noodle w pudle.
Żaden szanujący się Millenista mieszkający w miejskiej dżungli nie ma czasu na gotowanie obiadów, domowe wypieki co weekend czy pełnowartościowe śniadanie. Najczęściej kończymy zamawiąjąc, lub kupując, gotowe jedzenie, które wymaga od nas zapamiętania jednego przepisu: telefon, numer pozycji, wyliczona kwota gotówki, mikrofalówka.
Takie podejście nie działa przy „wypieku” gotowego CV. Nie ściągaj od znajomych, nie kopiuj gotowych opisów firmy z LinkedIna, nie idź na łatwiznę. Uwierz mi, pani lub pan z HR przeczytali tysiące resume i niczym doświadczony cukiernik z łatwością odróżnią murzynka z proszku od pachnącej, domowej szarlotki nad którą ktoś się porządnie napracował.
3. Zapoznaj się z ulotką dołączoną do opakowania.
Wielu zna ten scenariusz: boli cię głowa, sięgasz po Ibuprom (zapewne od razu MAX). Opakowanie wyraźnie mówi – jedna tabletka przy ostrym bólu głowy. „A co tam, na pewno nikogo nie boli tak jak mnie..(zwłaszcza w niedzielę rano)” i bierzesz dwie lub trzy. Efektów może nie widać od razu, ale bekniesz za to zepsutą wątrobą po czterdziestce. Niektóre zasady, zwłaszcza te mające duży wpływ na twoje życie (jak działająca wątroba lub fajna praca), są po to, aby ich przestrzegać. Zrób ten wysiłek i poczytaj na forach o wymaganiach pracodawcy, o prostych zasadach pisania CV, których nie należy łamać. Jeśli specjaliści piszą, aby nie wykraczać poza jedną stronę A4 przy stażu pracy mniejszym niż 5 lat – nie jesteś złotym wyjątkiem. Skracaj, aż będzie jedna strona! Chcą w podpunktach? Nie popisuj się erudycją, pisz w podpunktach. Itd, itp. Popłaca.
4. Latte na sojowym mleku z syropem waniliowym i dodatkowym shotem esspresso.
Patrząc na nasze wymagania wobec życia, zachowania i hobby, nasi dziadkowie lub nawet rodzice nie mogą się nadziwić jak wiele bzdur świat konsumpcji jest w stanie wchłonąć. To, co kiedyś było po prostu czarną bądź z mlekiem, dziś urosło do rangi nowej gamy produktów z tysiącem opcji ulepszeń i niekończących się wariacji. Mimo, iż sama przyznaję się do swojego kawowego rozpieszczenia i słabością do sojowego latte, to wymyślność i brak rzeczowego pokrycia nie sprawdza się przy pisaniu CV. Kawa to kawa, skill to skill. Albo coś umiesz i oferujesz wartość dodaną, albo piszesz głupoty.
Postaw się w roli rekrutera i zastanów jaki punkt z twojego CV wywoła u niego uśmiech kpiny. Natychmiast go skreśl. Po pierwsze – żadnych opisów osobowości. Miła studentka? To nie odloty.pl. Po drugie – żadnego uzupełniania luk w sekcji umiejętności. Obsługa przeglądarki Chrome i Internet Explorer – serio? Po trzecie – rzetelność, rzeczowość i profesjonalizm. O ile historia XX wieku czy spadochroniarstwo przejdzie w sekcji zainteresowania, to komedie romantyczne już na pewno nie. Myśl, poprawiaj i skreślaj, a na pewno będzie ok.