Idziesz na studia. Wybierasz uczelnię, wydział, kierunek. Mija kilka lat. Kończysz studia. Pierwszego albo drugiego stopnia. A więc masz zawód, mniej czy bardziej poszukiwany na rynku pracy. Czy warto szukać pracy niezgodnej ze swoim wykształceniem? Tym samym marnować lata spędzone na uczelni? A jeśli nawet, to czy w ogóle ma to szanse powodzenia?
O zdrowych i bogatych – dylemat czterech ćwiartek
Zanim zajmiemy się tytułowym tematem, zróbmy najpierw małą dygresję, która przyda się w późniejszej części tego komentarza.
Gdyby kogoś zapytać czy wolałby być „zdrowym i bogatym” czy może „biednym i chorym”, pytanie zapewne uznane by zostało za banalne. Z wyjątkiem nielicznego marginesu ludzi o skłonnościach masochistycznych czy też ascetycznych, dla zdecydowanej większości z nas wybór byłby oczywisty.
Co innego, gdyby pytanie brzmiało: czy wolałbyś być „biednym i zdrowym” czy też „bogatym i chorym”? Odpowiedzi na to pytanie byłyby już zapewne bardziej podzielone, a co bardziej dociekliwi spośród osób zapytanych chcieliby może rozumieć lepiej pojęcie „chory”, bo w nim mieszczą się zarówno ci, co „raz w roku chorują na grypę” jak i ci, u których stwierdzono nowotwór złośliwy.
Powyższy dylemat przedstawić można obrazowo, używając „diagramu czterech ćwiartek”. Na osi pionowej symbolicznie wpisujemy „zamożność”, a na osi poziomej „zdrowie”. Kolejne ćwiartki oznaczono numerami od (1) do (4). Mówiąc krótko, ćwiartka (2) jest pożądana przez każdego (bogaty i zdrowy), a ćwiartki (3) nikt by nie chciał. Gdyby dać komuś wybór pomiędzy ćwiartkami (1) i (4) – odpowiedź nie byłaby oczywista (i pewnie dużo mówiłaby o osobie odpowiadającej).
Praca poza branżą – dylemat czterech ćwiartek
A teraz podobny schemat myślenia zastosujmy do ewentualnej pracy poza branżą. Na jednej osi zaznaczamy to, czy działasz w obszarze odpowiadającym twojemu wykształceniu, a na drugiej to, czy praca daje ci satysfakcję. I tu, podobnie jak w poprzednim przykładzie, wybór pomiędzy ćwiartką (2) a (3) jest banalny. Każdy wolałby pracę „dającą zadowolenie i zgodną z wykształceniem” niż „niezgodną z wykształceniem i nie dającą zadowolenia”. Ale jeśli ktoś nie widzi szans na taką pracę w branży, która mogłaby być dla niego satysfakcjonująca (obojętnie, co by się pod tym pojęciem miało kryć), to pozostaje już – całkiem nieoczywisty – wybór pomiędzy ćwiartkami (1) i (4). Wielu w takiej sytuacji nie rozważa w ogóle pracy poza obszarem wykształcenia i idzie na głębokie kompromisy dotyczące swojego zadowolenia. Inni z kolei starają się o pracę w szerokiej gamie miejsc i traktują swoje studia bardziej jako „wyższe studia ogólnokształcące” aniżeli studia kierunkowe mające im dać zawód. Jeszcze inni szukają miejsca, gdzie w sposób profesjonalny mogliby się nauczyć nowego zawodu.
Studia a doświadczenie zawodowe
Z jednej strony, masowość studiów wyższych, którą obserwujemy w Polsce w ostatnich 20 latach sprawiła, że ich jakość się obniżyła i w dużo mniejszym stopniu ukończenie ich oznacza gwarancję znalezienia pracy. Z drugiej strony, z perspektywy pracodawcy, im więcej lat upłynęło od końca studiów potencjalnego pracownika, tym bardziej liczy się jego doświadczenie zawodowe i przebieg kariery aniżeli kierunek studiów, jaki kiedyś ukończył. Wszystko to sprawia, że ktoś kto nisko ocenia swoje szanse na znalezienie zadowalającej pracy w wyuczonym zawodzie, warto aby rozważył zmianę zawodu na taki, na który jest w ogóle większy popyt na rynku albo taki, jaki przydałby by mu się np. w rodzinnym biznesie.
Wszystkie te refleksje nasunęły mi się po przeczytaniu artykułu w prasie o tym, że niedobór informatyków sprawia, że zdesperowani pracodawcy akceptują zgrubnie choćby przyuczonych ludzi, a ich wiek i pierwotne wykształcenie staje się drugorzędne.
Czy każdy może być informatykiem, choćby przyuczonym? Pewnie nie, niektórzy się pewnie kompletnie do tego nie nadają, ale jest ich mniej niżby się na pierwszy rzut oka wydawało. Sam byłem świadkiem, jak w jednym ze średnich polskich miast, firma informatyczna będąca oddziałem międzynarodowego koncernu organizowała nabór na 1-roczne kursy przyuczające do zawodu informatyka, na poziomie wystarczającym do potrzeb programistycznych tej firmy. Tempo powiększania zespołu było tam wówczas rzędu 100 nowych osób na miesiąc. Dla porządku dodam jednak, że w tamtej sytuacji nacisk był położony na osoby z wykształceniem technicznym, choćby dowolnego typu.
A jeżeli ktoś dałby sobie radę z wymogami zawodu informatyka ale tego po prostu… nie lubi? No to mamy kolejną sytuację, którą dałoby się opisać przy użyciu diagramu czterech ćwiartek: jeśli masz z czego żyć uprawiając pracę, jaką lubisz (ćwiartka 2) to super! Gratulacje! Gorzej jeżeli takiej opcji nie widzisz. Pozostaje ci wtedy „nie mieć za co (godnie) żyć w branży lubianej przez ciebie” albo „mieć przyzwoite zarobki i perspektywy w branży innej” (wybór pomiędzy ćwiartkami 1-szą i 4-tą)…
Czy to normalne? Czy tak ma być?
Praktyka poprzednich dekad polskiej gospodarki pokazuje, że stosunkowo znaczny procent ludzi z wyższym wykształceniem po 10 lub 20 latach znajdywało miejsca pracy w branżach często odległych od swojego wykształcenia. Wówczas wiązało się to może bardziej z przemianą ustrojową (i może cywilizacyjną także?) jaka miała miejsce w naszym kraju 25 lat temu. Oczywiście zależy to także od branży: mniej dotyczy lekarzy ale bardziej historyków, prawników czy absolwentów marketingu i zarządzania. Obecny trend ciągłego niedoboru informatyków, tak w Polsce jak i w innych krajach, to sytuacja całkiem inna niż poprzednio. Ale i informatyka jest dziedziną młodą, a rewolucja informatyczna jest bezprecedensowa. Na razie więc wydaje się, że trend obecny utrzyma się bardzo długo. Może nie warto go ignorować?
Warto zapamiętać
Im dalej jesteś po studiach, tym mniejsze one mają znaczenie, a kluczowe staje się co robiłeś po studiach.
Gdy minie od studiów 10, 20 czy 30 lat okaże się, że znaczny procent absolwentów z tych czy innych przyczyn wykonywać będzie zawód poza branżą wyuczoną. Tak po prostu jest.
Bezdyskusyjnie najlepiej jest mieć satysfakcjonującą pracę zgodną z wykształceniem, ale nie każdy taką znajdzie. Prawdziwe dylematy zaczynają się wtedy, gdy ty takiej pracy (ani perspektywy) nie widzisz.
Nie każdy może i powinien zostać informatykiem, ale jeśli perspektywy pracy po twoim wydziale są kiepskie, to jest szereg zawodów i szkół, które daje drastycznie większe możliwości – a strata 2-3 lat dodatkowej nauki po latach będzie zupełnie nieistotna.
Można się przekwalifikować na… informatyka
Spuszczanie powietrza
Pompowanie płacowego balonu spowodowane jest tym, że uczelnie nie nadążają z kształceniem ludzi dla branży informatycznej. Dlatego coraz więcej firm zastanawia się, czy nie da się znaleźć pracowników gdzie indziej. Nawet kosztem wyszkolenia ich prawie od zera.
– Poszukujemy osób nie tylko młodych, ale i z grupy „40 plus” czy nawet „50 plus”. Oczywiście zatrudnienie ich wiąże się z dużo większym wysiłkiem z naszej strony. Największy to przekonać ich, że mogą odnieść sukces w IT – mówi jeden z menedżerów w łódzkim oddziale Fujitsu.
W Fujitsu oprócz ludzi zaraz po studiach rozglądają się za nieco starszymi. Firma gotowa jest poświęcić czas i energię, by ich wyszkolić. Zatrudniła już kilka takich osób i okazało się to sukcesem.
– Są mniej roszczeniowi, jeśli chodzi o wynagrodzenia. Bardzo szanują pracę. Obserwujemy, jak obecność wielu młodych ludzi wokół pozytywnie na nich wpływa, a oni mogą dzielić się swoim doświadczeniem – dodaje menedżer.
Minuta na zapisy
Cennym źródłem pracowników dla branży informatycznej mogłyby być osoby, które chcą się przekwalifikować. A takich nie brakuje. Pytanie: czy to w ogóle jest możliwe? Czy ktoś, kto na przykład studiował historię, może zostać programistą? Czy trzeba być absolwentem studiów technicznych? Czy konieczna jest dobra znajomość matematyki?
Kiedy Politechnika Łódzka rozpoczynała nabór na informatyczne studia podyplomowe, zapisać się na nie mógł każdy. Wystarczyło wyższe wykształcenie, bo program był tak ułożony, że przedmiotów uczono od podstaw. Zapisywać się można było tylko za pośrednictwem poczty elektronicznej.
– Możliwość zgłaszania kandydatur uruchomiliśmy o północy. Minutę później nie było już wolnych miejsc. A w prasie ukazało się tylko jedno ogłoszenie informujące o rekrutacji – wspomina dr Bartosz Sakowicz z Politechniki Łódzkiej, autor programu studiów.
– Przekwalifikowanie się na programistę jest jak najbardziej możliwe. Zależy to tylko od determinacji zainteresowanego. Oczywiście łatwiej będzie osobom, które mają wykształcenie techniczne. Ale udaje się to również humanistom. Mamy grupę osób, którzy pracują jako deweloperzy, a kształcili się w czymś zupełnie innym. Mamy ludzi po zootechnice, AWF-ie, anglistyce i teologii. Są świetnymi informatykami – mówi Marek Gajowniczek, dyrektor ds. programów w firmie Ericpol i szef zespołu ds. kształcenia w Klastrze ICT Centralna Polska.
Monika jest programistką w firmie informatycznej Transition Technologies. Studiowała na Politechnice Łódzkiej włókiennictwo.
– Pod koniec studiów już wiedziałam, że będą problemy ze znalezieniem pracy. Dlatego zaraz po odebraniu dyplomu zapisałam się na kolejne. Wybrałam informatykę – wspomina.
Dziewczyna zaczęła wszystko od nowa. Znów na pierwszym roku. Nowi, sporo młodsi ludzie. W programowaniu spodobało jej się to, że tworzy coś od zera. Jest zadowolona z pracy w Transiton Technologies.
– Lubię pączki, a w czwartki firma nam je kupuje – uśmiecha się. – Nigdy nie żałowałam decyzji o kolejnych studiach. Wystartowałam pięć lat później, ale to mi nie przeszkadza.